Wszystko mam zmarznięte lub odmrożone. Po wyprawie na Alaskę amputują mi dwa palce w stopie. Źle, ale napieram dalej. Po jednym ataku, udanym czy nie, już myślę o następnym.
Wszystko i wszyscy przeciwko mnie, pozwolenia na wyjazd mi nie dali, brakuje pieniędzy, sponsorów, kończy się sezon.
Dzisiaj piłam spirytus z panem Władkiem, celnikiem. Efekt, możemy jechać z całym bagażem, nawet z tym na handel. Czasy są ciężkie. Oficjalnie tylko ocet na półkach. Dorabiam handlem.
Rozbijam obozy w drodze na szczyt. W przerwach, jak nie mogę dotrzeć de jednej z baz, to śpię w lodowych, śnieżnych jamach albo na półce ...
Pogoda zła, czekam na okno pogodowe. Wtedy ruszam. Atakuję szczyt.
Jestem zmęczona, na granicy wytrzymałości w tych ekstremalnych warunkach, ale idę dalej, wyżej, żeby szczęśliwa wrócić do bazy a później do domu.
A rodzina, no cóż rozumie moją pasje. Nie próbuje mnie zatrzymać.
Nie to nie o mnie! Właśnie skończyłam czytać książkę o Jerzym Kukuczce napisaną przez Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego.
Nie, nie chciałabym spróbować wspiąć się na jakąś górę, ale po przeczytaniu tej książki przestałam zadawać pytania, po co oni to robią. Po co idą w góry, zimne, niebezpieczne, po co ryzykują?
To jest pasja. A jak ktoś ma jakąś pasje w życiu, to jest szczęśliwy. Jerzy Kukuczka był człowiekiem szczęśliwym.
Krzysztof Wielicki powiedział, człowiek jest najważniejszy. Dlatego wejście udane, czyli szczyt zdobyty a szczęśliwe oznacza, że wszyscy wrócili! Pewnie są różne trudności w realizowaniu swoich marzeń, ale takie jest życie właśnie, pod przysłowiową górkę. Jednak warto próbować realizować swoje marzenia, mieć pasje. Po co? Po to, żeby być szczęśliwym.
Serdecznie polecam, czyta się jednym tchem i mimo zmęczenia ciągle czyta i chce się wracać do lektury.