piątek, 18 grudnia 2020

Taka mała epopeja maseczkowa, czyli pandemiczne refleksje 1

 

Początki z maseczką.


Ale ja żem się zdenerwowała wczoraj w drodze powrotnej z pracy. Siedzę w autobusie, czytam książkę i za uchem coś mnie zaswędziało. Dotykam, macam, no coś jest. Jakieś dziwne uczucie pod palcami, jakby narośl czy żmija mała. Za drugim uchem to samo, ale nie swędzi. Nie, nie chce umierać, a tu wyraźnie coś wyczuwam, narośl albo żmijka?! Postanawiam zdjąć maseczkę, ryzykuje mandatem, ale cóż musze się wstępnie zdiagnozować. Po zdjęciu maseczki problem znika.

Uff, to były gumki od maseczki, a nie żmija czy narośl. Uff , będę żyła.

 

Tak było na początku.

Teraz wkałdam mache i idę. Czasami czuje się jak lord Vader, rządze, jestem dumna, a czasami mam po tzw. dziury i mnie wkurza, przeszkadza. Są też dni, że cieszę się, że maseczka mi przykrywa zrezygnowany wyraz twarzy. Zaobserwowałam, że to ma związek z moimi hormonami, a nie danymi czy się wypłaszcza krzywa zachorowań. Ostatnio wyszłam ze sklepu i zamiast zdjąć maseczkę, to zdjęłam mój berecik. Dobrze, że akurat było -20 C i poczułam, że coś nie halo i zmieniłam decyzje. 


A co będzie? Jaki będzie następny etap?

Może będzie jak z ubraniami, że ludzkość wystartowała od figowego listka, a doszła do ubrań z plastiku? Oznaczałoby to, że bedą maseczki do pracy, inne do teatru i jeszcze inne na plaże.

Tak już jestem przyzwyczajona do owych, że boję się, że jak już wrócimy do normalności, to ja dalej bedę w tej maseczce popylać i wyjdę na idiotkę.





Fot : Marecka. Jaką dzisiaj wybrać? Nowy, ważny element w domu, wieszak na maseczki.


Fot : Marecka. Wszędzie plakaty pouczające jak nosić maseczkę, a jak jej nie nosić.




Fot : Marecka. Ten sam plakat. Musiałam się dobrze zastanowić o co chodzi w drugim rzędzie, drugi rysunek!





 

 

 

piątek, 7 lutego 2020

Czy ja jestem całkiem zdrowa?

Zaczynam się podejrzewać o jakieś całkiem poważne schorzenie. Dlaczego? Proszę przeczytać i pomóc mi w diagnozie.

Od paru dni mieliśmy ostrzeżenia przed zbliżającą się śnieżycą. Na stronach z prognozami pogody, w czerwonym pasku uwaga, uwaga będzie sypać przez dwa dni. Bof, jak to mówią Tutejsi, którzy są ze śniegiem i mrozem od urodzenia pogodzeni, a nawet zaprzyjaźnieni powiedziałabym.
W sumie ja też pochodzę z kraju, gdzie są cztery sezony, w tym jeden nazywany zimą, że nie wspomnę, że od ponad już dwudziestu lat mieszkam w Kanadzie.
Jednak, dzisiejszy dzień zaczął się od informacji, że większość szkół jest zamknięta. Uniwersytety, jednak, pracują bez zmian. Młody zostaje w domu, a mama idzie do pracy. Ubrałam się jak zwykle, jedynie buty włożyłam te dłuższe, żeby mi się śnieg nie wsypał do środka.

No ale ja chciałam się zdiagnozować chorobowo. Przebiłam się przez śnieg padający w poziomie, dobrze, że niezbyt zimno, a nawet ciepło można powiedzieć. Temperatura -5, a odczuwalna -15 stopni Celcjusza. W pracy byłam jedna z pierwszych, nie licząc facetów wielkości małego bizona. No i właśnie, dlaczego się podejrzewam o jakieś schorzenie? No bo ja zamiast się puknąć w łeb i żałować, że nie zostałam w domu, to ja cała szczęśliwa, że dotarłam do pracy. Mało tego, dumna nawet, że dałam radę. Jedyne co mogę dodać jeszcze, że ten stan u siebie obserwuje już od dawna, od urodzenia nawet ale z cała pewnością mogę napisać, że to nie jest zaraźliwe!



Fot : Marecka. Centrum Montrealu.

Fot : Marecka. Centrum Montrealu.

Fot : Marecka. Kampus uniwersytecki.