Tradycyjnie najpierw mnie ten stan strasznie dołuje i nie robię z nim nic. Poddaję się. Nie mam siły ani chęci na nic. Trochę to trwa ...
Za jakiś czas postanawiam się jednak wziąć za siebie. Czytam, gugluje, szukam przyczyn i sposobu na zasypanie mojego doła. Konkluzja jest zawsze taka sama : koniec zimy, osłabienie, brak witaminy D.
Przechodzę wiec do ofensywy. Zaczynam więcej ćwiczyć, idę sobie kupić cos ładnego, w każdej możliwej chwili chłonę promienie słońca. Po jakimś czasie odwiedzam aptekę, z której wychodzę z witaminą D i jak co roku słyszę od farmaceuty, że w tym klimacie zaczynamy już w październiku brać ową (witaminę D).
W tym roku poszłam dalej! A mianowicie, postanowiłam odwiedzić chińską dzielnicę, a konkretnie parę sklepów z dziwnymi korzonkami, herbatami, przyprawami itp. Dowiedziałam się, że spożywamy zbyt dużo soli (Na), która to zastępuje potas (K), a który to pierwiastek jest odpowiedzialny za energie między innymi. Do tego, pijemy zbyt dużo kawy i mocnej herbaty, która wypłukuje magnez, a bez niego jesteśmy nerwowi i mamy problemy ze snem. Jak się nie wyśpimy, to pijemy więcej kawy ... i kółko się zamyka. Pani Chinka zaleciła mi jeść jednego banana do dwóch dziennie (zawiera potas) i kupić żeńszeń, który mam pić zamiast kawy.
Tak też zrobiłam. Chodzę wprawdzie jak śnięta rybka, bo bez tej kawy łatwo nie jest. Dodam, że kupiłam też witaminę D, którą łykam, jak nie zapomnę i tak mam zamiar dojechać do widocznej wiosny, bo póki co, to tak jak na zdjęciach niżej.
Fot : Marecka. |
Fot : Marecka |
Fot : Marecka |