Od paru dni mieliśmy ostrzeżenia przed zbliżającą się śnieżycą. Na stronach z prognozami pogody, w czerwonym pasku uwaga, uwaga będzie sypać przez dwa dni. Bof, jak to mówią Tutejsi, którzy są ze śniegiem i mrozem od urodzenia pogodzeni, a nawet zaprzyjaźnieni powiedziałabym.
W sumie ja też pochodzę z kraju, gdzie są cztery sezony, w tym jeden nazywany zimą, że nie wspomnę, że od ponad już dwudziestu lat mieszkam w Kanadzie.
Jednak, dzisiejszy dzień zaczął się od informacji, że większość szkół jest zamknięta. Uniwersytety, jednak, pracują bez zmian. Młody zostaje w domu, a mama idzie do pracy. Ubrałam się jak zwykle, jedynie buty włożyłam te dłuższe, żeby mi się śnieg nie wsypał do środka.
No ale ja chciałam się zdiagnozować chorobowo. Przebiłam się przez śnieg padający w poziomie, dobrze, że niezbyt zimno, a nawet ciepło można powiedzieć. Temperatura -5, a odczuwalna -15 stopni Celcjusza. W pracy byłam jedna z pierwszych, nie licząc facetów wielkości małego bizona. No i właśnie, dlaczego się podejrzewam o jakieś schorzenie? No bo ja zamiast się puknąć w łeb i żałować, że nie zostałam w domu, to ja cała szczęśliwa, że dotarłam do pracy. Mało tego, dumna nawet, że dałam radę. Jedyne co mogę dodać jeszcze, że ten stan u siebie obserwuje już od dawna, od urodzenia nawet ale z cała pewnością mogę napisać, że to nie jest zaraźliwe!
Fot : Marecka. Centrum Montrealu. |
Fot : Marecka. Centrum Montrealu. |
Fot : Marecka. Kampus uniwersytecki. |