Początki z maseczką.
Ale ja żem się zdenerwowała wczoraj w drodze powrotnej z pracy. Siedzę w autobusie, czytam książkę i za uchem coś mnie zaswędziało. Dotykam, macam, no coś jest. Jakieś dziwne uczucie pod palcami, jakby narośl czy żmija mała. Za drugim uchem to samo, ale nie swędzi. Nie, nie chce umierać, a tu wyraźnie coś wyczuwam, narośl albo żmijka?! Postanawiam zdjąć maseczkę, ryzykuje mandatem, ale cóż musze się wstępnie zdiagnozować. Po zdjęciu maseczki problem znika.
Uff, to były gumki od maseczki, a nie żmija czy narośl. Uff , będę żyła.
Tak było na początku.
Teraz wkałdam mache i idę. Czasami czuje się jak
lord Vader, rządze, jestem dumna, a czasami mam po tzw. dziury i mnie wkurza,
przeszkadza. Są też dni, że cieszę się, że maseczka mi przykrywa zrezygnowany wyraz twarzy.
Zaobserwowałam, że to ma związek z moimi hormonami, a nie danymi czy się
wypłaszcza krzywa zachorowań. Ostatnio wyszłam
ze sklepu i zamiast zdjąć maseczkę, to zdjęłam mój berecik. Dobrze, że akurat
było -20 C i poczułam, że coś nie halo i zmieniłam decyzje.
A co będzie? Jaki będzie następny etap?
Może będzie jak z ubraniami, że ludzkość
wystartowała od figowego listka, a doszła do ubrań z plastiku? Oznaczałoby to, że
bedą maseczki do pracy, inne do teatru i jeszcze inne na plaże.
Tak już jestem przyzwyczajona do owych, że boję
się, że jak już wrócimy do normalności, to ja dalej bedę w tej maseczce popylać
i wyjdę na idiotkę.
Fot : Marecka. Wszędzie plakaty pouczające jak nosić maseczkę, a jak jej nie nosić. |
Fot : Marecka. Ten sam plakat. Musiałam się dobrze zastanowić o co chodzi w drugim rzędzie, drugi rysunek! |