Fot : Wróbel na domowej akwareli. |
No właśnie, jak usczęśliwić wróbla? I nie chodzi tu o mojego kolegę ze szkoły podstawowej, którego tak nazywaliśmy, a ptaka, a raczej ptaszka, bo jak mówi Piotr Bałtroczyk jak blisko, to poszłem, a jak daleko, to poszedłem.
Uszczęśliwianie zaczynamy od wizyty w sklepie ogrodniczym. Tam należy kupić dobrą ziemię, taką do trawy. Chcemy, żeby wyrosła, to trzeba kupić własnie taką, czyli do trawy. Potrzebujemy też nasiona. W moim przypadku musialam kupić takie, które są na półcień i takie, gdzie mam duże nasłnecznienie. Wszystko pisze na opakowaniach, a jak się nie chce czytać albo zapomniało okularów, to można poprosić sprzedawcę o pomoc w wyborze.
Jeśli chodzi o wróble, to należy się zabrać jak najszybciej do pracy. Natomiast, jeśli chcemy, żeby coś tam jednak wyrosło, to należy poczekać do momentu, kiedy już nie będzie mrozić. Osobiście zawsze wybieram jeszcze inną opcje, a mianowicie podglądam sąsiada kiedy on zabiera sie do dosiewania trawy, to ja też. W sumie, to nasz Silvio, tak go nazwał moj brat, który twierdzi, ze Jean-Guy, tak naprawdę nazywa się mój sąsiad jest podobny do byłego premiera Włoch Berlusconiego. I tak oto, żadko nazywamy sąsiada jego własnym imieniem, bo został Silvio i już.
Wracając do trawy. Wory z ziemią i nasionami należy przydzwiagć ze sklepu do auta, z auta do ogródka i czekać na, w moim przypadku sąsiada. Silvio zaczyna wcześnie rano, ja nieco później, ale w tym samym dniu zabieramy się do pracy.
Zaciągam te wory wspólnie z młodym (syn) w miejsce dosiewu. Rozsypuje ziemię, rozgrabiam i zaczynam sianie. Tam gdzie drzewa i półcień jeden rodzaj nasion, a tam gdzie pełne słońce drugi. Później biorę grabie i ubijam ziemię z nasionami, żeby było równo i solidnie. Na koniec podlewam. Trwa to wszystko trochę, ale jestem szczęśliwa, bo i trawa będzie no i ćwiczenia na świerzym powietrzu zaliczone. No właśnie jestem szczęśliwa do czasu.
Rano stoję z kawą w oknie i co widzę, no co widzę? Stołówkę, jadalnie dla wróbli. Jakie one są szczęśliwe. Jedne jedzą, dziobią, inne się w tym tarzają, podlatują, tupią (na ścieżce) a jaki świergot radości słychać. No i co? No i wypada mi się cieszyć ze szczęścia tych wróbli, bo jak inaczej. Cieszę się również, że te nasiona to dobrej jakości były, bez nawozu i innej chemii, co to wode zatrzymuje, bo miałabym wyrzuty sumienia, że wróblom złe żarcie kupiłam.
Chciałam tylko dodać, że koniecznie za parę dni trzeba dosiać tej trawy, bo wróble głodne będą!
Fot : Marecka. Dosiana trawa, opcja półcień. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz