Mnie do pisania pchnął, a raczej ukąsił komar.
Zbierałam się już od dawna, żeby coś tam sobie czasami napisać, ale jak to często bywa kończyło się to tylko na zamiarach. Dzisiaj jednak nie wytrzymałam i postanowiłam zacząć!
Sotoję na przystanku autobusowym i czekam. Poniedziałek rano nie jest łatwym dniem, ale czekam spokojnie i staram się nie myśleć, że przede mną pięć dni pracy i tylko dwa wolnego. Jestem czwarta w kolejce, stoję i zachwycam się zielenią, tą wiosenną, najładniejszą. Nagle przed oczami zaczyna mi coś latać, insekt jakiś, owad. Dość szybko orientuję się, że jest to komar. Odganiam gnojka, ponieważ nie lubię tych akurat owadów. Bzyczą denerwująco, są nachalne jak świadkowie J. i do tego po ugryzieniu często robi mi się bąbel, który goi się przez pare dni. Odlatuje bandyta, to znaczy tak mi się wydawało. Bo oto, za pare chwil czuje pieczenie na prawym udzie. Zerkam dyskretnie, bo to pieczenie jest blisko kroku i nagły wgląd w to miejsce może różnie się skojarzyć innym oczekującym na autoobus. I co się okazuje?! Ten sam komar, wcześniej odpędzony, no albo jakiś jego kuzyn atakuje moje udo. No żeby go żuczek kopnął!
Ja wiem, nudne to wszystko co pisze i w ogóle ... Pisać o komarze, masakra jakaś (jak mówi Karolak).
Jednak za mną na przystanku usatwiło sie jeszcze pare osób, w sumie było nas jedenascioro (specjalnie policzyłam). Nikt się nie kręcił, nie oganiał. Tylko ja, numer czwarty w kolejce. Żebym była jeszcze ta jedenasta, bo muszę tu przyznać, że ta liczba jakoś się tam pojawia w moim i mojej rodziny życiu. Jednak nie, byłam czwarta obok innych dziesięciu osób i ten baran, czyli komar uwziąl się na mnie!
Komar narysowany przez WW. |
Marecka pisze fajnie :)
OdpowiedzUsuńA dziekuje, dziekuje:)
OdpowiedzUsuń