No jak tylko moim, to pomyślałam, że spoko nikogo innego nic nie boli w związku z tym, więc nie leczę tego.
Jednak ostatnio mój synuś zauważył w koszyku z owocami podgniłe jabłko i zainteresował się skubany czemu go nie wyrzuciłam do śmieci.
I wtedy przypomniała mi się droga owego jabłuszka do naszego kosza z owocami w domu.
Pokrótce. Jabłko znajdowało się w departamencie owoce w sklepie spożywczym, w którym to co tydzień robię zakupy. Wzięłam woreczek i ładuje cortlandy, nasze ulubione jabłuszka. Sporo, żeby starczyło na cały tydzień. Nagle trafiam na jedno podgniłe. Odkładam.
Przechodzę na warzywa. Znowu zaczynam zapełniać torebki i nagle przypomina mi sie odłożony przeze mnie jeden, podgniły cortlandzik.
Postanawiam wrócić i doładować go do woreczka z resztą zdrowych jabłuszek. No bo kto weźmie takie podgniłe jabłuszko, będzie leżało tak brane i odkładane, aż je wyrzucą.
O i cała historia!
Ale jak to powedzieć dziecku i czy to dobrze wpłynie na jego psychikę w czasach, gdzie wyścig szczurów jest nazywany ciągłym doskonaleniem?!
Nie powiedziałam mu tej hisorii. Jednak teraz co innego chodzi mi po głowie. A mianowicie, czy nie powinnam się pochwalić tym lekarzowi rodzinnemu?
Fot : Marecka. A teraz jak na nie patrzę, to ono chyba zmarznięte jest a nie podgniłe? Wszystko jedno, jest u nas w koszyku! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz