piątek, 4 czerwca 2021

Jak uszczęśliwić wróbla domowego (Passer domesticus)



Fot : Wróbel na domowej akwareli.


No właśnie, jak usczęśliwić wróbla? I nie chodzi tu o mojego kolegę ze szkoły podstawowej, którego tak nazywaliśmy, a ptaka, a raczej ptaszka, bo jak mówi Piotr Bałtroczyk jak blisko, to poszłem, a jak daleko, to poszedłem. 

Uszczęśliwianie zaczynamy od wizyty w sklepie ogrodniczym. Tam należy kupić dobrą ziemię, taką do trawy. Chcemy, żeby wyrosła, to trzeba kupić własnie taką, czyli do trawy. Potrzebujemy też nasiona. W moim przypadku musialam kupić takie, które są na półcień i takie, gdzie mam duże nasłnecznienie. Wszystko pisze na opakowaniach, a jak się nie chce czytać albo zapomniało okularów, to można poprosić sprzedawcę o pomoc w wyborze.

Jeśli chodzi o wróble, to należy się zabrać jak najszybciej do pracy. Natomiast, jeśli chcemy, żeby coś tam jednak wyrosło, to należy poczekać do momentu, kiedy już nie będzie mrozić. Osobiście zawsze wybieram jeszcze inną opcje, a mianowicie podglądam sąsiada kiedy on zabiera sie do dosiewania trawy, to ja też. W sumie, to nasz Silvio, tak go nazwał moj brat, który twierdzi, ze Jean-Guy, tak naprawdę nazywa się mój sąsiad jest podobny do byłego premiera Włoch Berlusconiego. I tak oto, żadko nazywamy sąsiada jego własnym imieniem, bo został Silvio i już.

Wracając do trawy. Wory z ziemią i nasionami należy przydzwiagć ze sklepu do auta, z auta do ogródka i czekać na, w moim przypadku sąsiada. Silvio zaczyna wcześnie rano, ja nieco później, ale w tym samym dniu zabieramy się do pracy.

Zaciągam te wory wspólnie z młodym (syn) w miejsce dosiewu. Rozsypuje ziemię, rozgrabiam i zaczynam sianie. Tam gdzie drzewa i półcień jeden rodzaj nasion, a tam gdzie pełne słońce drugi. Później biorę grabie i ubijam ziemię z nasionami, żeby było równo i solidnie. Na koniec podlewam. Trwa to wszystko trochę, ale jestem szczęśliwa, bo i trawa będzie no i ćwiczenia na świerzym powietrzu zaliczone. No właśnie jestem szczęśliwa do czasu. 

Rano stoję z kawą w oknie i co widzę, no co widzę? Stołówkę, jadalnie dla wróbli. Jakie one są szczęśliwe. Jedne jedzą, dziobią, inne się w tym tarzają, podlatują, tupią (na ścieżce) a jaki świergot radości słychać. No i co? No i wypada mi się cieszyć ze szczęścia tych wróbli, bo jak inaczej. Cieszę się również, że te nasiona to dobrej jakości były, bez nawozu i innej chemii, co to wode zatrzymuje, bo miałabym wyrzuty sumienia, że wróblom złe żarcie kupiłam.

Chciałam tylko dodać, że koniecznie za parę dni trzeba dosiać tej trawy, bo wróble głodne będą!




Fot : Marecka. Dosiana trawa, opcja półcień.








piątek, 16 kwietnia 2021

Pandemiczne refleksje 3

W co sie ubrać, jaką maseczkę wybrać? Takie nam doszły dylematy przed wyściem z domu.

Wiszą i suszą się. Różne maseczki na różne okazje. Trzeba mieć ich kilka, bo muszą "wyzdrowieć". Do tego są też zapasowe maseczki, w samochodzie, w torebce, w pracy, dziecko ma w plecaku szkolnym. Ileż to już razy zadrzyło się zapomniec wziąć z domu i wtedy taka zapasowa jak znalazł.

Na początku było "nie, maseczki nic nie dają, nie trzeba nosić", teraz można zaplacić karę za brak owej. Są też instrukcje jak prać te wielokrotnego użytku, jak nosić i powoli przechodzimy do tego, co robić z tymi zużytymi. Okazuje się, że część trafia bezposrednio do środowiska i dlatego ważne jest, żeby obcinać paseczki, które mogą się zaczepić a to na drzewie, a to na szyi chociażby jakiegoś ptaka. W ten sposób wchodzimy na drugi poziom albo na koniec czy początek łańcucha, jeśli to ten biedny nietoperz był przyczyną. Po ogólnoświatowej dezinformacji i błądzeniu w obostrzeniach, już i ten nietoperz przechodzi jako wiarygodne źródło naszych smutków pandemicznych. Teraz mu to oddamy, żeby mu się pentelka od maseczki na szyi zacisnęła?



Fot :  Marecka.


Fot :  Marecka.




Pandemiczne refleksje 2


Przyszły duże mrozy i muszę sobie radzić z maseczką, to znaczy z jej założeniem przed wejściem do autobusu. Wszystko zesztywaniałe z zimna i nie chce współpracować.

Stwierdzam, że przydałyby mi się ciut większe uszy i do tego lekko odstające. Kiedyś miałam podobne marzenia, ale dotyczyły innej części ciała. No cóż, trzeba iść z duchem aktualnych potrzeb.



Fot : Marecka. Przystanek autobusowy.



Fot : Marecka. 







piątek, 18 grudnia 2020

Taka mała epopeja maseczkowa, czyli pandemiczne refleksje 1

 

Początki z maseczką.


Ale ja żem się zdenerwowała wczoraj w drodze powrotnej z pracy. Siedzę w autobusie, czytam książkę i za uchem coś mnie zaswędziało. Dotykam, macam, no coś jest. Jakieś dziwne uczucie pod palcami, jakby narośl czy żmija mała. Za drugim uchem to samo, ale nie swędzi. Nie, nie chce umierać, a tu wyraźnie coś wyczuwam, narośl albo żmijka?! Postanawiam zdjąć maseczkę, ryzykuje mandatem, ale cóż musze się wstępnie zdiagnozować. Po zdjęciu maseczki problem znika.

Uff, to były gumki od maseczki, a nie żmija czy narośl. Uff , będę żyła.

 

Tak było na początku.

Teraz wkałdam mache i idę. Czasami czuje się jak lord Vader, rządze, jestem dumna, a czasami mam po tzw. dziury i mnie wkurza, przeszkadza. Są też dni, że cieszę się, że maseczka mi przykrywa zrezygnowany wyraz twarzy. Zaobserwowałam, że to ma związek z moimi hormonami, a nie danymi czy się wypłaszcza krzywa zachorowań. Ostatnio wyszłam ze sklepu i zamiast zdjąć maseczkę, to zdjęłam mój berecik. Dobrze, że akurat było -20 C i poczułam, że coś nie halo i zmieniłam decyzje. 


A co będzie? Jaki będzie następny etap?

Może będzie jak z ubraniami, że ludzkość wystartowała od figowego listka, a doszła do ubrań z plastiku? Oznaczałoby to, że bedą maseczki do pracy, inne do teatru i jeszcze inne na plaże.

Tak już jestem przyzwyczajona do owych, że boję się, że jak już wrócimy do normalności, to ja dalej bedę w tej maseczce popylać i wyjdę na idiotkę.





Fot : Marecka. Jaką dzisiaj wybrać? Nowy, ważny element w domu, wieszak na maseczki.


Fot : Marecka. Wszędzie plakaty pouczające jak nosić maseczkę, a jak jej nie nosić.




Fot : Marecka. Ten sam plakat. Musiałam się dobrze zastanowić o co chodzi w drugim rzędzie, drugi rysunek!





 

 

 

piątek, 7 lutego 2020

Czy ja jestem całkiem zdrowa?

Zaczynam się podejrzewać o jakieś całkiem poważne schorzenie. Dlaczego? Proszę przeczytać i pomóc mi w diagnozie.

Od paru dni mieliśmy ostrzeżenia przed zbliżającą się śnieżycą. Na stronach z prognozami pogody, w czerwonym pasku uwaga, uwaga będzie sypać przez dwa dni. Bof, jak to mówią Tutejsi, którzy są ze śniegiem i mrozem od urodzenia pogodzeni, a nawet zaprzyjaźnieni powiedziałabym.
W sumie ja też pochodzę z kraju, gdzie są cztery sezony, w tym jeden nazywany zimą, że nie wspomnę, że od ponad już dwudziestu lat mieszkam w Kanadzie.
Jednak, dzisiejszy dzień zaczął się od informacji, że większość szkół jest zamknięta. Uniwersytety, jednak, pracują bez zmian. Młody zostaje w domu, a mama idzie do pracy. Ubrałam się jak zwykle, jedynie buty włożyłam te dłuższe, żeby mi się śnieg nie wsypał do środka.

No ale ja chciałam się zdiagnozować chorobowo. Przebiłam się przez śnieg padający w poziomie, dobrze, że niezbyt zimno, a nawet ciepło można powiedzieć. Temperatura -5, a odczuwalna -15 stopni Celcjusza. W pracy byłam jedna z pierwszych, nie licząc facetów wielkości małego bizona. No i właśnie, dlaczego się podejrzewam o jakieś schorzenie? No bo ja zamiast się puknąć w łeb i żałować, że nie zostałam w domu, to ja cała szczęśliwa, że dotarłam do pracy. Mało tego, dumna nawet, że dałam radę. Jedyne co mogę dodać jeszcze, że ten stan u siebie obserwuje już od dawna, od urodzenia nawet ale z cała pewnością mogę napisać, że to nie jest zaraźliwe!



Fot : Marecka. Centrum Montrealu.

Fot : Marecka. Centrum Montrealu.

Fot : Marecka. Kampus uniwersytecki.






czwartek, 29 sierpnia 2019

Tęskno mi, Panie

Dlaczego szczęście trwa tak krótko?
Ano dla równowagi! Łatwiej jest znieść gorsze chwile, gdy się zbytnio nie przyzwyczaimy do tych lepszych.Tak sobie zawsze tłumaczę po powrocie do pracy z letniego urlopu.
Poniżej "Moja piosnka", dosłownie! 


Cyprian Kamil Norwid
Moja piosnka

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba,
Tęskno mi, Panie.

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazda na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą,
Tęskno mi, Panie.

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są jak odwieczne Chrystusa wyznanie:
"Bądź pochwalony!"
Tęskno mi, Panie.

Tęsskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
Której, już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
Równie niewinnej...
Tęskno mi, Panie.

Do beztęsknoty i do bezmyślenia,
Do tych, co mają tak za tak, nie za nie - 
Bez światłocienia,
Tęskno mi, Panie.

Tęskno mi ówdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak ne stanie
Przyjaźni mojej!
Tęskno mi, Panie.



Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.


Fot : Marecka.



Fot : Marecka.

Fot : Marecka.



piątek, 12 kwietnia 2019

Jestem


Być albo nie być ...
No to ja być, być ale jakoś tak zeszło.
Obraziłam się na zimę i zimno, na mróz i śnieg oraz na brak słońca. A jak już miało być lepiej i śniegi zaczęły topnieć, to znowu nas zasypało i wszystkiego mi się odechciało.

Do tego wszystkiego, wyjątkowo nie zrobiłam sobie żadnych postanowień na 2019 rok. I muszę przyznać, że mi z tym bardzo dobrze. Jak chce to jem słodycze, a jak mi się nie chce to nie jem. To samo mam z ćwiczeniami i wszelkimi innymi zdrowymi przyzwyczajeniami. Niestety dotknęło to trochę mojej aktywności na blogu, ale nic to. Wszyscy żyją.
I co? I nic! Normalnie nic się nie dzieje, ani na plus ani na minus. Jestem wolna od postanowień.

Koło stycznia zazwyczaj rodzi nam się lista postanowień. Czy będziemy się trzymać tej listy? Różnie to bywa, ale liczą się chęci - tak mówią. Gówno prawda. Robimy sobie te postanowienia, żeby stać się lepszymi, zdrowszymi, sprawniejszymi i piękniejszymi.
I tak niektórzy śpią spokojnie, bo coś tam realizują z tej listy, a inni wręcz przeciwnie czują się winni, że nie robią nic albo tylko troszkę. Większość czuje się winna, słaba, że znowu nie dali rady (to koło grudnia albo w pierwszy dzień na plaży w bikini).
I po co to wszystko, się pytam?!

Jak jesteśmy dziećmi, to rodzice nam przypominają o szaliku, jedzeniu brokuł, nie jedzeniu zbyt dużej ilości słodyczy, pobiegaj mówią. Czuwają nad nami, żebyśmy byli zdrowi, mądrzy i piękni. Natomiast, jak wyfruwamy z domowego gniazda, to krew w piach.
Jak to się dzieje?

Ano mam swoja własną teorie, a mianowicie z tym wszystkim trzeba być na bieżąco. Nie postanawiajmy z góry na cały rok, nie planujmy zbytnio. Nie mówmy "kiedyś", tylko tu i teraz, czyli codziennie to zdrowe, a czasami niezdrowe i przeżyjemy bez obciążania psychiki, że muszę a jak nie mogę to porażka. Czasami może się nie chcieć brokuł, a czasami może się chcieć. Najważniejsze, żeby tak ogólnie iść w dobrym kierunku i być szczęśliwym!



Fot :  Marecka. Początek kwietnia a my ciągle biały puch za oknem widzimy.

For : Marecka. Widać już asfalt na ulicy, to już połowa sukcesu.

Fot : Marecka. Krajobraz księżycowy, czyli topiące się góry śniegu na parkingach.

Fot : Marecka. Parking przed sklepem z górą topniejącego, brudnego śniegu.