czwartek, 21 lipca 2016

Taka sprawa!

Taka oto kompozycja, martwa natura przywitała mnie rano na przystanku (fotka niżej).

Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mieszkam w Kanadzie i do tego nie jest to polska dzielnica, której zresztą w Montrealu nie ma. Uśmiechnęłam się i zrobiłam fotkę. Zaraz po mnie nadeszło parę innych osób i ... się zaczęło! Ależ ciekawe komentarze usłyszałam. No, że naśmiecone. Ok, faktycznie prawie skandal, a że jak można było. No tak elegancko sie ktoś nie zachował. Chociaż pragnę podkreslić, że śmietnika przy tym przystanku nie ma. Nie, nie bronię konsumentów, ale stwierdzam fakt, mogli przecież pacnąć butelką komuś na trawnik. Jednak prawdziwa bomba to cytuję : prosze państwa, przecież tam w tym kubku najprawdopodobniej zostal alkohol, a to jest materiał łatwopalny i przy dzisiejszym upale, to jest ryzyko!

W tym momencie uśmiech mi szybko zniknął z twarzy i zaczeła sie głęboka analiza sytuacji. Bardzo wnikliwy przystankowicz z tego pana pomyślałam. Ja, przyszłam pierwsza, trochę stałam sama i do takich wniosków nie doszłam. Oczywiście zauważyłam niedopity alkohol, ale żeby dzwonić po straż pożarną, to nie pomyślałam o tym. Wstyd mi się zrobiło nawet, że tak lekkomyślnie podeszłam do takiego zagrożenia czychającego na przystanku. Tutaj muszę przyznać pomyślałam nawet (ciągle z uśmiechem na ustach), że bidulki nie dali rady skończyć.

Podsumowując. Od jutra zaczynam urlop. Obiecuję rozsądniej podchodzić do napotkanych anomalii, nawet tych pogodowych, czyli jak pada brać parasol  a jak grzmi, to nie chować się pod drzewa. Co najważniejsze, obiecuję dopijać do końca!

Udanych urlopów Wszystkim czytającym życzę!
Pa.



Fot : Marecka. Produkt łatwopalny, niestey łatwy do przeoczenia ;)



środa, 20 lipca 2016

Czarnooka Zuzanna


Czarnooka Zuzanna, czyli Rudbekia, czyli taki kwiatek miał się bardzo dobrze na mojej skromnej rabatce. Rósł i piękniał, to znaczy miał bardzo dużo pączków i była nadzieja, a co tam gadam pewność była, że doda kolorów w tym leśnym krajobrazie.
Aż któregoś dnia przyszedł ON, czyli kataklizm, czyli świstak najprawdopodobniej Szymon i zjadł mi moją black-eyed Suzan. Po zrobieniu paru fotek (kolejny dowód w sprawie jakby co!) skarciłam łobuza.
Oj jaki on był zdziwiony, że taka przykrość go spotkała u nas. Nigdy nikt na niego nie krzyczał w naszym ogródku, a tu taki policzek. Schował się zdziwiony pod domek ogrodowy, zwany kabanką i tylko mu ogonek wystawał.
Rudbekia, pragnę dodać była podsypana skorupkami jajka. To taki ekologiczny sposób na ślimaki, ale nie na świstaki się okazuje.


Fot : Marecka. Świstak wcina moja Suzan.


Fot : Marecka. Zbliżenie, jakby się chciał tłumaczyć, że wąchał tylko.

Fot : Marecka. Zawstydzony świstak.

Fot : Marecka. Krajobraz po bitwie ...



wtorek, 12 lipca 2016

Komplement

Jakiś czas temu przyczepiłam się słownie do męża, że mało mi mówi komplementów. Czas noszenia na rękach się skończył, ale żeby tak chociaż raz w miesiącu coś miłego usłyszeć. Focha nie było, ale nagdałam się, nagadałam ... O potrzebie docenienia, że wszystkie kobiety to lubią, że ciepłe słowo podnosi morale, że umacnia się przyjaźń czy tam miłość. No krótko mówiąc, kobiety potrzebują komplemetów jak ryba wody, a dzisiejsza młodzież iphona.

Podchwycił to oczywiście synuś, który niby nie słuchał o czym mówimy czy raczej ja przemawiałam ;) Od tego momentu co najmniej dwa razy dziennie mi mówi : ale jesteś piękna mamo albo czy wiesz, że jesteś najpiekniejszą mamą na świecie. Nieważne, że jest rano, głowa mamy czyli moja rozczochrana i oczy o połowe mniejsze (byli znajomi w sobote wieczorem), Wojtek z komplementem nie zawiedzie! Kochany synuś.

Po jakiś trzech, a może nawet czterech tygodniach po powrocie do domu z zakupów podchodzi do mnie mąż. Otwiera usta i mówi :

Bardzo ładnie zrobiłaś dzisiaj zakupy!

No ucieszyłam się. W sumie ciepłe słowa, bardzo nawet.
No ale zaraz, zaraz. To znaczy, że czasami robię brzydko zakupy?!
No i jak to kobieta przeszłam do analizy, czyli dzielenia włosa na czworo. Jakoś mi się to skojarzyło, że mam zdrowo po dziewięćdziesiątce do tego cierpię na chorobę Alzheimera. Z tej przyczyny gubię się w drodze do sklepu, a jak już mi się tam uda dotrzeć, to na przykład zamiast chleba kupuje proszek do prania albo odwrotnie.
No nie, tak nie jest! Jestem sporo przed dziewięćdziesiątką i nie mam kłopotów z pamięcią!
No to nie to, znaczy się, że źle mi się skojarzyło.
No to może chodziło o kase, to znaczy, że dużo jej nie wydałam? Nie, to nie to. Wydałam jak zwykle.
No czepiam się, najnormalniej się czepiam. Mąż się postarał. Powiedział komplement, komplement w swoim stylu.

Foch? No nie. Jest na dobrej drodze ...
Czy ciąg dalszy nastąpi?


Fot : Marecka. Mąż.




środa, 6 lipca 2016

Władzio, Szymon i Wojciech

Zacznę od opisu do rysunku znajdującego sie poniżej.
Na górze, na koronie naszego dębu siedzi ptak, nazwany Pitkiem. Dużo nas ptaków odwiedza i wszystkie robią pitu, pitu dlatego Pitek mamusiu. Na gałęzi siedzi oczywiście wiewiórka Grażyna, znana wszystkim, co są na bieżąco z moim blogiem.
Na dole, po lewej stronie przycupnął świstak Szymon, a po prawej od drzewa szop pracz o imieniu Władzio.

Podsumowując, wszyskie zwierzątka posiadają polskie imiona, mimo, że są to typowi Kanadyjczycy, a nawet co bardzo ważne w tych rejonach świata, Quebecy. Jednak przechodząc przez nasz teren zostały im nadane polskie imiona. Pewnie za granicą, czyli płotem oddzielającym nas od sąsiadów są już Jacques, Pierre i inne tam Céline, ale to już jest ich problem jaki paszport pokazać!

W tym wszystkim chciałam napisać, że nasz synuś nazywa się Wojciech Jan i jak to wymawiają Tubylcy, to jest prawdziwa akrobacja językowa w ich wykonaniu! Proszę przy okazji poprosić spotkanego Francuza, żeby przeczytał Wojciech. Po dłuższej chwili coś powie, ale na pewno nie będzie to brzmiało jak imię naszego młodego. I tu jest pytanie czy w przyszłości dziecko nam podziękuje za ten wybór imiona? Czy może przejdzie na Jan? Czy będzie z satysfakcją słuchał jak się bidulki męczą?




Rysunek : Wojciech Jan. Nad, w i pod drzewem, czyli mała prezentacja.