Czarnooka Zuzanna, czyli Rudbekia, czyli taki kwiatek miał się bardzo dobrze na mojej skromnej rabatce. Rósł i piękniał, to znaczy miał bardzo dużo pączków i była nadzieja, a co tam gadam pewność była, że doda kolorów w tym leśnym krajobrazie.
Aż któregoś dnia przyszedł ON, czyli kataklizm, czyli świstak najprawdopodobniej Szymon i zjadł mi moją black-eyed Suzan. Po zrobieniu paru fotek (kolejny dowód w sprawie jakby co!) skarciłam łobuza.
Oj jaki on był zdziwiony, że taka przykrość go spotkała u nas. Nigdy nikt na niego nie krzyczał w naszym ogródku, a tu taki policzek. Schował się zdziwiony pod domek ogrodowy, zwany kabanką i tylko mu ogonek wystawał.
Rudbekia, pragnę dodać była podsypana skorupkami jajka. To taki ekologiczny sposób na ślimaki, ale nie na świstaki się okazuje.
Fot : Marecka. Świstak wcina moja Suzan. |
Fot : Marecka. Zbliżenie, jakby się chciał tłumaczyć, że wąchał tylko. |
Fot : Marecka. Zawstydzony świstak. |
Fot : Marecka. Krajobraz po bitwie ... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz