W sobotę walczyłam z dynią. Pokonałam ją ... I dzisiaj będzie zjedzona!
Zapomniałam poprosić męża o pomoc w przekrojeniu dyni na pół. Dyńka leżała pare dni i trochę się jej skóra utwardziła, wysuszyła. Co robić? Musiałam użyć siły w obronie własnej. Dzisiaj mają przyjść teściowie na Halloween, a ja pracuje. Musiałam więc, część kolacji przygotować wcześniej. A jak ja się uprę, to ... jak babcia Mysia. Kto zna, to wie o czym piszę. Jak to słyszałam kiedyś "gena się nie wydłubie".
Załatwiłam dynie, to znaczy udało mi się w końcu przekroić na pół bez skaleczenia się. A łatwo nie było, co widać na dołączonych fotkach i tzw. sprzęcie użytym do tej operacji. Cała, no może pół kuchni było w pestkach i innch szczątkach dyni. Pestki ze środka dałam wiewiórce, szczęśliwa była, że ho!
Kuchnie posprzątałam, czyli śladów nie ma. Dzisiaj ją zjemy i będę miała specjalną satysfakcje jak sobie przypomnę moją sobotnią bitwę!
Fot : Marecka. Ja nie dam rady?! |
Fot : Marecka. Sytuacja prawie opanowana.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz