Moje dziecko poprosiło mnie o rozmowę, o taką poważną, powiedział. Byliśmy sami w domu, wieczór, śnieg za oknami. Dzisiaj miał dzień wolny w szkole, zabrałam go do muzeum nauki plus na film o oceanach w 3D.
No ale do brzegu Janeczka, jak to mówi wujek.
W domu, wieczorem siedliśmy twarzą w twarz i synuś zapytał :
- Mamo, ty mi proszę powiedz, ale tak na poważnie, co jest z tym świętym Mikołajem, istnieje?
- No wiesz, kiedyś tam ... - Chciałam łagodnie, ze wstępem.
- Nie, nie, ja to wszystko znam. Chcę usłyszeć od ciebie, bo ja niby wiem, że to wy z tatą, ale chcę być pewny.
- No tak, to my. Mikołaj nie przychodzi. - Powiedziałam, bo co tu dłużej ukrywać prawdę, nadeszła wiekopomna chwila i już!
Teraz reakcja młodego! Siedzicie państwo? Nie? To siądzcie.
- Uff, to dobrze, bo ja przez ten cały czas bałem się, że jak On tak do nas przychodzi z prezentami, to przy okazji może nas okraść.
No ręce mi opadły. Całe życie (dotychczasowe), myślałam, że moje dziecko w tym właśnie momencie jest najszcześliwsze na świecie, a tu się okazuje, że to była niezła trauma dla niego. Przypomniało mi się, jak szybko zamykał drzwi po wyjsciu Mikołaja, na klucz! Ja myślałam, że on się spieszył do rozpakowywania prezentów.
Wszystkiego najlepszego na nadchodzące święta, rodzinnych spotkań, ciepła wewnętrznego, czasu dla siebie i najbilższych.
Fot : Marecka. Mikołaj atrakcją w sklepie czy coś kombinuje? |
Fot : Marecka. Oświetlenie świąteczne, czyli zimowe Las Vegas w Kanadzie. |
Fot : Marecka. |
Fot : Marecka. |
Fot : Marecka. |
Fot : Marecka. |
Fot : Marecka. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz